Panowie. Sytuacja była taka:
Zaparkowałem auto po trasie 200 kilometrów.
Wieczorem ruszam z powrotem. Odpalam normalnie.
Po około minucie zapala mi się Check Engine. Po chwili auto zaczyna tracić moc. Ale jedzie.
Próbuję go "rozruszać" czyli gaz, zmiany biegów itd.
Ostatecznie auto jedzie 60 km/h, na trójce, pedał gazu w podłodze. Obroty 2000. Spalanie niskie, ok. 5 litrów. Turbina sobie dmucha normalnie, na 1/4 wskaźnika. Nic więcej nie mogę z auta wydusić.
Nic nie kopci z rury, żadnych dziwnych odgłosów, żadnego szarpania czy skoków obrotów.
Wrzucam czwórke ale to nie ma sensu, bo auto dalej jedzie 60 km/h tylko spadają obroty do 1600-1800, wiadomo, niezdrowo tak nisko jechać na wysokim biegu, wracam więc do trójki.
I jadę tak, spokojnie, z gazem w podłodze, potem włączam tempomat. Tempomat trzyma te 60 km/h, 2000 obrotów, spalanie ok, turbina ok, zadnego kopcenia, szarpania, spoko wszystko.
I tak sobie jadę przez 30 kilometrów, jak osiołek ale jadę.
Stacja, zjeżdżam. Wyłaczam silnik, czekam parę minut. Odpalam. Check engine dalej swieci ale... auto jedzie już normalnie. Rozpędzam do 180 km/h, wszystko jak należy pracuje, obroty właściwe, bieg szóstka, turbina dmucha, fura jedzie, jakby nic się nie stało wcześniej. Silnik pracuje jak zwykle, czyli elastycznie, dynamicznie, przyjemnie
I tak spokojnie przejeżdżam blisko 200 km i docieram do celu.
Co to kwa było??? Nie EGR, bo żadnego czarnego dymu, zadnego gaśnięcia silnika itd. To też chyba nie kolektor wydechowy, bo żadnej głośnej pracy silnika, żadnych ekstra spalin. Sam spadek mocy tylko. Dolotowego też raczej nie.
Silnik 2.0, 16V 170 KM, JTDM.